piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 6 "Właśnie zaczynam nowe życie" cz. 1

Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej naj the best przyjaciółce Klaudii <3 Dziękuję, że jesteś! Kala ^^

Wylądowaliśmy. Wreszcie! Nie wiem, ile jeszcze czasu wytrzymałabym z tym dużym dzieckiem. Może ma to rzekome 16 lat, ale nie zachowuje się, jak na ten wiek przystało. Ja głupia się zastanawiałam, do kogo może należeć ten głos. Tyle ich słucham, słyszę niemal ciągle, a nie wiem. Moja głupota czasem mnie przeraża. Ale koniec już z tymi moimi filozoficznymi przemyśleniami. A zatem powróćmy do rzeczywistości.
Samochód zatrzymał się przed małym, białym domem. Może zamiast określenia "małym", użyję "niedużym". Tak więc dom nie był duży. Jak wcześniej wspomniałam był białego koloru i miał idealnie czarny dach. Mimo swoich rozmiarów nie wydawał się tani. Musiał sporo kosztować.
Wszyscy do niego weszliśmy i odnaleźliśmy swoje pokoje. To znaczy mieliśmy taki zamiar. Zanim udaliśmy się na górę, gdzie powinny być, ciocia z wujkiem poprosili nas do salonu. Usiadłyśmy na śnieżnobiałej kanapie, a oni na przeciwko nas. Przez chwilę panowała głucha cisza i było słychać tylko tykanie zegara.
-Jest coś, o czym musimy wam powiedzieć - zaczęła ciocia. Na twarzy Wiktorii pojawił się jeden wielki znak zapytania, ze mną nie było inaczej.
-My będziemy dużo pracować, żeby utrzymać bez problemu dom i nas wszystkich, ale wy nie będziecie tutaj mieszkać - dodał wujek. -My pracujemy od godziny szóstej rano do dwudziestej drugiej wieczorem sześć dni w tygodniu. Na prawdę mieszkałybyście tutaj same z nami przez jeden dzień, a nie uważamy, żeby to był dobry pomysł.
-Co chcecie przez to powiedzieć? - zapytała Wiktoria.
-Chcemy przez to powiedzieć, że zamieszkacie z naszymi znajomymi - powiedziała ciocia.
Say what? U znajomych? Ile jeszcze rzeczy nie wiem? Ile jeszcze rzeczy dowiemy się z Wiktorią?
-A coś więcej? - tym razem odezwałam się ja.
-Jest ich pięciu, jeden z nich jest pełnoletni. Wiemy, że to trochę nieodpowiedzialne z naszej strony, że zostawiamy was pod jednym dachem z obcymi dla was ludźmi z jednym osiemnastolatkiem, ale musieliśmy coś szybko znaleźć i przypomnieliśmy sobie o nich - powiedziała ciocia. -Najstarszy ma na imię Louis, pozostali to Niall, Zayn, Liam i Harry - dodała.
-Harry... Tak ma na imię ten chłopak z samolotu - powiedziałam cicho do Wiki.
-Co? - zdziwiła się jej mama. -Jaki chłopak?
-Nie, żaden taki ważny, siedział za nami - odpowiedziałam, bo tylko tyle o nim wiedziałam.
-To wy sobie chwilę pogadajcie i Andrzej odwiezie was do nich - powiedziała i razem z wujkiem wyszli.
-Daj spokój, to pewnie zbieg okoliczności - powiedziała Wiki na luzie, jak to ona.
-A jeśli to ten sam? Będziemy mieszkały z tym gościem pod jednym dachem, a ja ledwo wytrzymałam w samolocie - ostatnie zdanie wypowiedziałam z wyrazem twarzy "Are you ficking kidding me".
-A założysz się? - zapytała z przekonaniem.
-Stoi - nie byłam do końca pewna, czy to na pewno ten chłopak, ale coś mi mówiło, że to może by on. Nie było to imię, szczerze to nie wiem co.
***40 MINUT PÓŹNIEJ***
Właśnie zaparkowaliśmy. O cholera. Jaki dom wielki. Skąd oni mają na to kasę? Sławni przecież nie są. Kurde, za dużo pytań jak na jeden dzień.
-Poradzicie sobie, będą wiedzieć, kim jesteście. Trzymajcie się - powiedział wujek i podążyłyśmy w stronę drzwi. Były ciemno brązowe z dzwonkiem obok. Wiktoria zadzwoniła, bo ja nie miałam ochoty na dzwonienie do obcych ludzi, a ta to nawet z cyganem by mogła pogadać na ulicy. Otworzył nam odrobinę wyższy od niej brunet z grzywką, zielonych oczach i ładnym uśmiechem na twarzy.
-Cześć, wejdźcie - powiedział i gestem ręki zaprosił nas do środka. Wiktoria weszła na luzie, ja natomiast za nią nieco niepewnie. No w końcu wchodzę do ogromnego domu, który zamieszkuje pięciu nieznajomych chłopaków. W sumie można powiedzieć, że czterech. Jednego już kojarzę. Chłopak, który nam otworzył to z pewnością Louis. Takie przeczucie. Zaprowadził nas do salonu, w którym na kanapie siedziało czterech chłopaków, wszystko, jak mówili. Wśród nich dostrzegłam chłopaka z samolotu, czyli Harry'ego.
-Stawiasz mi colę - powiedziałam do niej cicho.
-Ooooo, kogo ja tu widzę - uśmiechnął się Harry do mnie. Eh, musiał mnie poznać?
-Nie jestem zadowolona z tego spotkania, mogę stąd iść, gdyż nie mam ochoty przebywać w jego obecności? - powiedziałam do Louisa.
-To wy się znacie? - zdziwił się.
-Tak jakby
-Nie jesteś jedyna, która nie przepada za jego obecnością. My tez go nienawidzimy, a musimy z nim mieszkać. Znaczy nienawidzimy go po przyjacielsku, ale to jedno i to samo. Bardzo chciałbym ci na to pozwolić, ale niestety nie mogę. A ty, Styles, zrób mi tą przyjemność i nie denerwuj za bardzo dziewczyn - zwrócił się do niego Lou.
Wypuściłam głośno powietrze i spojrzałam na sufit dosłownie nade mną. Był tak zajebiście biały. Lou chciał, żebyśmy oswoiły się z otoczeniem to jest z tym domem, więc dzisiaj mogłam nawet latać po suficie. Szkoda, że jest to nie możliwe. Dzisiaj zależało mi na tym, żeby unikać obecności Stylesa.
Właśnie zaczynam nowe życie.
__________________________________
Ale żem dojebała xd Bosz co to ma być? xDD

1 komentarz:

  1. Jezu .. Dziękuje. Jesteś naj naj naj !!! A to jest świetne, po prostu the best !! Kocham Cię !! <3

    OdpowiedzUsuń