czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 5 "To będzie dłuuuuuuga podróż..."

Muzyka do rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=ZQHU1OHcFBo
A więc to dzisiaj. Wyjeżdżamy. W moim oku zakręciła się łza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo oni wszyscy są dla mnie ważni. Tak cholernie ważni. Nasze plany na dzisiaj legły w gruzach. Samolot miał być wieczorem o 19:00. Jednak nie możemy nim lecieć. Nie wiem, czemu. Musiałyśmy wszystkich o tym powiadomić, że wyjeżdżamy wcześniej.
-Musimy wychodzić - powiedziała krótko ciocia. Zabrałyśmy z pod ściany nasze bagaże i wyszłyśmy. W ręce miałam swój pamiętni, w którym jeszcze przed chwilą pisałam.
Każdy się ubrał. Na przedpokoju i jeszcze podwórku pożegnała nas babcia i Damian. Oni nie jadą. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę Warszawy.
***
Siedzę w samochodzie. Jeszcze chwila i dojedziemy do lotniska. Z naszą ekipą pożegnaliśmy się już wcześniej. Bardzo zależało mi na tym, żeby odwiedzić jeszcze Świerże. Napisałam na grupie mojej klasy, że już dzisiaj wyjeżdżam, ale przed opuszczeniem kraju chciałabym spotkać się z nimi w pełnym składzie, w którym już nigdy nie będziemy. Znaczy skład będzie, ale już beze mnie.
Moja klasa składała się z 21 osób. Nie byliśmy może mega zgrani, ale nie byliśmy wrogami. Umieliśmy zachowywać się jak normalna klasa. Będę za nimi tęskniła.
Na spotkaniu byli wszyscy, a odbyło się ono na murawie. Było całe 21 osób. Przypomniało mi się ognisko klasowe na początku tego roku. Atmosfera była zajebista, taka była i tym razem. Miałam ze sobą masę zdjęć z pożegnania. Aż w końcu musiałam wyjechać. Zostawić. Gdybym była gdzieś w Polsce pewnie przyjeżdżałabym tutaj co tydzień, albo jak najczęściej, bo w końcu spędziłam tutaj prawie 14 lat swojego życia.
Odeszłam sama. Reszta jeszcze została. Co pół minuty odwracałam się do tyłu i patrzyłam na moją wesołą klasę, która jeszcze przez dwa lata będzie razem. Zwiesiłam głowę i wróciłam w stronę bloku, gdzie u babci byli ciocia, wujek i Wiktoria. Pożegnałam się z dziadkami i poszłam jeszcze na chwilę do rodziców. "Rodziców". W końcu oni mnie wychowali. Szkoda tylko, że nie powiedzieli mi wcześniej, że jestem adoptowana. Może bym zrozumiała i teraz bym nie wyjeżdżała.
Zapukałam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Było zamknięte. Nikogo nie było. Przecież tata w niedziele nie pracuje, mama też. Może gdzieś wyszli? Ale mówili im, że przyjdę. Nikt nie wiedział, że ich nie ma. To trochę zabolało.
Powracając do teraźniejszości...
Jestem już w samolocie. Siedzę z Wiktorią, a kilka miejsc za nami ciocia z wujkiem. Zanim jeszcze wystartowaliśmy wyciągnęłam telefon i szybko napisałam do Weroniki:
J: Siedzę już w samolocie. Dziękuję Ci za wszystko <3
W: Nie ma za co. Powodzenia w nowej szkole i we wszystkim :) Trzymaj się laska <3
Te sms'y zachowam. Miałam za co jej dziękować. Pomagała mi od lutego w szkole w moich problemach i jakoś, nie wiem jak, sprawiła, że jeszcze żyję. Gdyby nie ona mogłoby mnie tutaj nie być. Mówiąc "tutaj" mam na myśli "na świecie".
Gdy już wystartowaliśmy, zaczekałam, aż oswoję się z tym, co się teraz dzieje. Czyli z lecącym samolotem. Gdy mi się udało wyciągnęłam swój pamiętnik i zaczęłam pisać.
Już lecimy. Na każdym pożegnaniu ryczałam. Szczerze mówiąc to się boję. Tylko czego? Nowego kraju, nowego miasta, nowej szkoły i nowych ludzi. W tym roku szkolnym postanowiłam sobie, że wezmę się za naukę i nie będę miała już nigdy zagrożenia i postaram się, żeby moja najniższa ocena na półrocze to 3. To oczywiście postanowienia co do szkoły. Co do życia to mam zamiar mieć normalne życie. Nie będę się pakować w związki. W moim życiu będą już tylko: rodzina, szkoła i muzyka. Nawet, gdyby jakiś chłopak za mną ciągle łaził, w co wątpię, nie będę zwracać na niego uwagi. Daj mi chwile, jakieś dziecko kopie mi w fotel.
-Przepraszam, czy może pan ogarnąć swojego syna? - zapytałam, bo tak kazało mi moje dobre wychowanie. Kurwa. Zczaiłam się, że to kopiące dziecko to jakiś chłopak około 16 lat. Inteligentna ja.
-To nie jest mój syn, jestem znajomym rodziny - powiedział. -Harry, nie masz już 6 lat - powiedział podirytowany mężczyzna.
-Wiem, ale zależało mi na tym, żeby się odwróciła - odpowiedział chłopak. A więc miał na imię Harry. Miał charakterystyczny angielski akcent. Coś mi mówił ten głos. Jakbym go gdzieś słyszała. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie, gdzie. Chłopak był całkiem wysoki, na pewno wyższy ode mnie. Przynajmniej swobodnie dotykał do podłogi, co mi trochę sprawiało trudność. Nie zmieniało to faktu, że nadal jestem niziutka. Był brunetem o kręconych włosach perfekcyjnie ułożonych. Miał zielone hipnotyzujące oczy i malinowe usta. Często na mnie zerkał. Widziałam to kątem oka. W końcu go przyłapałam. Uśmiechnął się do mnie i puścił do mnie oczko. Spojrzałam na niego z wyrazem twarzy, jakbym zaraz miała powiedzieć na głos "WTF?" i opadłam na swój fotel. Jak to ja, zanim usiadłam, musiałam rzucić w jego stronę jakiś tekst.
-Wal się - powiedziałam krótko i szorstko. Chłopak tylko się uśmiechnął i włożył słuchawki do uszu. Słuchał na tyle głośno, żebym mogła stwierdzić, co to było. Słuchał tego samego, co ja, czyli Nickelback - How You Remind Me. Postanowiłam się tym nie przejmować i zająć się słuchaniem. Usiadłam na swoim miejscu i włożyłam słuchawki. Zaczęłam rozmyślać o chłopaku, którego imię brzmiało Harry. Do kogo ten głos może należeć? Jestem pewna, że gdzieś go już słyszałam.
-Kto to? - spytała Wiktoria.
-Jakiś typek, nie znam gościa i nie trawię - odpowiedziałam i walnęłam go w głowę. To będzie dłuuuuuuga podróż...
-Starszy, przystojny, wkurzający. Podrywa cię - powiedziała puszczając oczko.
-Ta, wszyscy mnie podrywają w takim razie - powiedziałam z sarkazmem.
Jak mówiłam wcześniej to będzie dłuuuuuga podróż...
____________________________________
Dzień wyjazdu... W następnym rozdziale już wszystko będzie się działo w Londynie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz