Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej naj the best przyjaciółce Klaudii <3 Dziękuję, że jesteś! Kala ^^
Wylądowaliśmy. Wreszcie! Nie wiem, ile jeszcze czasu wytrzymałabym z tym dużym dzieckiem. Może ma to rzekome 16 lat, ale nie zachowuje się, jak na ten wiek przystało. Ja głupia się zastanawiałam, do kogo może należeć ten głos. Tyle ich słucham, słyszę niemal ciągle, a nie wiem. Moja głupota czasem mnie przeraża. Ale koniec już z tymi moimi filozoficznymi przemyśleniami. A zatem powróćmy do rzeczywistości.
Samochód zatrzymał się przed małym, białym domem. Może zamiast określenia "małym", użyję "niedużym". Tak więc dom nie był duży. Jak wcześniej wspomniałam był białego koloru i miał idealnie czarny dach. Mimo swoich rozmiarów nie wydawał się tani. Musiał sporo kosztować.
Wszyscy do niego weszliśmy i odnaleźliśmy swoje pokoje. To znaczy mieliśmy taki zamiar. Zanim udaliśmy się na górę, gdzie powinny być, ciocia z wujkiem poprosili nas do salonu. Usiadłyśmy na śnieżnobiałej kanapie, a oni na przeciwko nas. Przez chwilę panowała głucha cisza i było słychać tylko tykanie zegara.
-Jest coś, o czym musimy wam powiedzieć - zaczęła ciocia. Na twarzy Wiktorii pojawił się jeden wielki znak zapytania, ze mną nie było inaczej.
-My będziemy dużo pracować, żeby utrzymać bez problemu dom i nas wszystkich, ale wy nie będziecie tutaj mieszkać - dodał wujek. -My pracujemy od godziny szóstej rano do dwudziestej drugiej wieczorem sześć dni w tygodniu. Na prawdę mieszkałybyście tutaj same z nami przez jeden dzień, a nie uważamy, żeby to był dobry pomysł.
-Co chcecie przez to powiedzieć? - zapytała Wiktoria.
-Chcemy przez to powiedzieć, że zamieszkacie z naszymi znajomymi - powiedziała ciocia.
Say what? U znajomych? Ile jeszcze rzeczy nie wiem? Ile jeszcze rzeczy dowiemy się z Wiktorią?
-A coś więcej? - tym razem odezwałam się ja.
-Jest ich pięciu, jeden z nich jest pełnoletni. Wiemy, że to trochę nieodpowiedzialne z naszej strony, że zostawiamy was pod jednym dachem z obcymi dla was ludźmi z jednym osiemnastolatkiem, ale musieliśmy coś szybko znaleźć i przypomnieliśmy sobie o nich - powiedziała ciocia. -Najstarszy ma na imię Louis, pozostali to Niall, Zayn, Liam i Harry - dodała.
-Harry... Tak ma na imię ten chłopak z samolotu - powiedziałam cicho do Wiki.
-Co? - zdziwiła się jej mama. -Jaki chłopak?
-Nie, żaden taki ważny, siedział za nami - odpowiedziałam, bo tylko tyle o nim wiedziałam.
-To wy sobie chwilę pogadajcie i Andrzej odwiezie was do nich - powiedziała i razem z wujkiem wyszli.
-Daj spokój, to pewnie zbieg okoliczności - powiedziała Wiki na luzie, jak to ona.
-A jeśli to ten sam? Będziemy mieszkały z tym gościem pod jednym dachem, a ja ledwo wytrzymałam w samolocie - ostatnie zdanie wypowiedziałam z wyrazem twarzy "Are you ficking kidding me".
-A założysz się? - zapytała z przekonaniem.
-Stoi - nie byłam do końca pewna, czy to na pewno ten chłopak, ale coś mi mówiło, że to może by on. Nie było to imię, szczerze to nie wiem co.
***40 MINUT PÓŹNIEJ***
Właśnie zaparkowaliśmy. O cholera. Jaki dom wielki. Skąd oni mają na to kasę? Sławni przecież nie są. Kurde, za dużo pytań jak na jeden dzień.
-Poradzicie sobie, będą wiedzieć, kim jesteście. Trzymajcie się - powiedział wujek i podążyłyśmy w stronę drzwi. Były ciemno brązowe z dzwonkiem obok. Wiktoria zadzwoniła, bo ja nie miałam ochoty na dzwonienie do obcych ludzi, a ta to nawet z cyganem by mogła pogadać na ulicy. Otworzył nam odrobinę wyższy od niej brunet z grzywką, zielonych oczach i ładnym uśmiechem na twarzy.
-Cześć, wejdźcie - powiedział i gestem ręki zaprosił nas do środka. Wiktoria weszła na luzie, ja natomiast za nią nieco niepewnie. No w końcu wchodzę do ogromnego domu, który zamieszkuje pięciu nieznajomych chłopaków. W sumie można powiedzieć, że czterech. Jednego już kojarzę. Chłopak, który nam otworzył to z pewnością Louis. Takie przeczucie. Zaprowadził nas do salonu, w którym na kanapie siedziało czterech chłopaków, wszystko, jak mówili. Wśród nich dostrzegłam chłopaka z samolotu, czyli Harry'ego.
-Stawiasz mi colę - powiedziałam do niej cicho.
-Ooooo, kogo ja tu widzę - uśmiechnął się Harry do mnie. Eh, musiał mnie poznać?
-Nie jestem zadowolona z tego spotkania, mogę stąd iść, gdyż nie mam ochoty przebywać w jego obecności? - powiedziałam do Louisa.
-To wy się znacie? - zdziwił się.
-Tak jakby
-Nie jesteś jedyna, która nie przepada za jego obecnością. My tez go nienawidzimy, a musimy z nim mieszkać. Znaczy nienawidzimy go po przyjacielsku, ale to jedno i to samo. Bardzo chciałbym ci na to pozwolić, ale niestety nie mogę. A ty, Styles, zrób mi tą przyjemność i nie denerwuj za bardzo dziewczyn - zwrócił się do niego Lou.
Wypuściłam głośno powietrze i spojrzałam na sufit dosłownie nade mną. Był tak zajebiście biały. Lou chciał, żebyśmy oswoiły się z otoczeniem to jest z tym domem, więc dzisiaj mogłam nawet latać po suficie. Szkoda, że jest to nie możliwe. Dzisiaj zależało mi na tym, żeby unikać obecności Stylesa.
Właśnie zaczynam nowe życie.
__________________________________
Ale żem dojebała xd Bosz co to ma być? xDD
piątek, 21 lutego 2014
czwartek, 13 lutego 2014
Rozdział 5 "To będzie dłuuuuuuga podróż..."
Muzyka do rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=ZQHU1OHcFBo
A więc to dzisiaj. Wyjeżdżamy. W moim oku zakręciła się łza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo oni wszyscy są dla mnie ważni. Tak cholernie ważni. Nasze plany na dzisiaj legły w gruzach. Samolot miał być wieczorem o 19:00. Jednak nie możemy nim lecieć. Nie wiem, czemu. Musiałyśmy wszystkich o tym powiadomić, że wyjeżdżamy wcześniej.
-Musimy wychodzić - powiedziała krótko ciocia. Zabrałyśmy z pod ściany nasze bagaże i wyszłyśmy. W ręce miałam swój pamiętni, w którym jeszcze przed chwilą pisałam.
Każdy się ubrał. Na przedpokoju i jeszcze podwórku pożegnała nas babcia i Damian. Oni nie jadą. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę Warszawy.
***
Siedzę w samochodzie. Jeszcze chwila i dojedziemy do lotniska. Z naszą ekipą pożegnaliśmy się już wcześniej. Bardzo zależało mi na tym, żeby odwiedzić jeszcze Świerże. Napisałam na grupie mojej klasy, że już dzisiaj wyjeżdżam, ale przed opuszczeniem kraju chciałabym spotkać się z nimi w pełnym składzie, w którym już nigdy nie będziemy. Znaczy skład będzie, ale już beze mnie.
Moja klasa składała się z 21 osób. Nie byliśmy może mega zgrani, ale nie byliśmy wrogami. Umieliśmy zachowywać się jak normalna klasa. Będę za nimi tęskniła.
Na spotkaniu byli wszyscy, a odbyło się ono na murawie. Było całe 21 osób. Przypomniało mi się ognisko klasowe na początku tego roku. Atmosfera była zajebista, taka była i tym razem. Miałam ze sobą masę zdjęć z pożegnania. Aż w końcu musiałam wyjechać. Zostawić. Gdybym była gdzieś w Polsce pewnie przyjeżdżałabym tutaj co tydzień, albo jak najczęściej, bo w końcu spędziłam tutaj prawie 14 lat swojego życia.
Odeszłam sama. Reszta jeszcze została. Co pół minuty odwracałam się do tyłu i patrzyłam na moją wesołą klasę, która jeszcze przez dwa lata będzie razem. Zwiesiłam głowę i wróciłam w stronę bloku, gdzie u babci byli ciocia, wujek i Wiktoria. Pożegnałam się z dziadkami i poszłam jeszcze na chwilę do rodziców. "Rodziców". W końcu oni mnie wychowali. Szkoda tylko, że nie powiedzieli mi wcześniej, że jestem adoptowana. Może bym zrozumiała i teraz bym nie wyjeżdżała.
Zapukałam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Było zamknięte. Nikogo nie było. Przecież tata w niedziele nie pracuje, mama też. Może gdzieś wyszli? Ale mówili im, że przyjdę. Nikt nie wiedział, że ich nie ma. To trochę zabolało.
Powracając do teraźniejszości...
Jestem już w samolocie. Siedzę z Wiktorią, a kilka miejsc za nami ciocia z wujkiem. Zanim jeszcze wystartowaliśmy wyciągnęłam telefon i szybko napisałam do Weroniki:
J: Siedzę już w samolocie. Dziękuję Ci za wszystko <3
W: Nie ma za co. Powodzenia w nowej szkole i we wszystkim :) Trzymaj się laska <3
Te sms'y zachowam. Miałam za co jej dziękować. Pomagała mi od lutego w szkole w moich problemach i jakoś, nie wiem jak, sprawiła, że jeszcze żyję. Gdyby nie ona mogłoby mnie tutaj nie być. Mówiąc "tutaj" mam na myśli "na świecie".
Gdy już wystartowaliśmy, zaczekałam, aż oswoję się z tym, co się teraz dzieje. Czyli z lecącym samolotem. Gdy mi się udało wyciągnęłam swój pamiętnik i zaczęłam pisać.
Już lecimy. Na każdym pożegnaniu ryczałam. Szczerze mówiąc to się boję. Tylko czego? Nowego kraju, nowego miasta, nowej szkoły i nowych ludzi. W tym roku szkolnym postanowiłam sobie, że wezmę się za naukę i nie będę miała już nigdy zagrożenia i postaram się, żeby moja najniższa ocena na półrocze to 3. To oczywiście postanowienia co do szkoły. Co do życia to mam zamiar mieć normalne życie. Nie będę się pakować w związki. W moim życiu będą już tylko: rodzina, szkoła i muzyka. Nawet, gdyby jakiś chłopak za mną ciągle łaził, w co wątpię, nie będę zwracać na niego uwagi. Daj mi chwile, jakieś dziecko kopie mi w fotel.
-Przepraszam, czy może pan ogarnąć swojego syna? - zapytałam, bo tak kazało mi moje dobre wychowanie. Kurwa. Zczaiłam się, że to kopiące dziecko to jakiś chłopak około 16 lat. Inteligentna ja.
-To nie jest mój syn, jestem znajomym rodziny - powiedział. -Harry, nie masz już 6 lat - powiedział podirytowany mężczyzna.
-Wiem, ale zależało mi na tym, żeby się odwróciła - odpowiedział chłopak. A więc miał na imię Harry. Miał charakterystyczny angielski akcent. Coś mi mówił ten głos. Jakbym go gdzieś słyszała. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie, gdzie. Chłopak był całkiem wysoki, na pewno wyższy ode mnie. Przynajmniej swobodnie dotykał do podłogi, co mi trochę sprawiało trudność. Nie zmieniało to faktu, że nadal jestem niziutka. Był brunetem o kręconych włosach perfekcyjnie ułożonych. Miał zielone hipnotyzujące oczy i malinowe usta. Często na mnie zerkał. Widziałam to kątem oka. W końcu go przyłapałam. Uśmiechnął się do mnie i puścił do mnie oczko. Spojrzałam na niego z wyrazem twarzy, jakbym zaraz miała powiedzieć na głos "WTF?" i opadłam na swój fotel. Jak to ja, zanim usiadłam, musiałam rzucić w jego stronę jakiś tekst.
-Wal się - powiedziałam krótko i szorstko. Chłopak tylko się uśmiechnął i włożył słuchawki do uszu. Słuchał na tyle głośno, żebym mogła stwierdzić, co to było. Słuchał tego samego, co ja, czyli Nickelback - How You Remind Me. Postanowiłam się tym nie przejmować i zająć się słuchaniem. Usiadłam na swoim miejscu i włożyłam słuchawki. Zaczęłam rozmyślać o chłopaku, którego imię brzmiało Harry. Do kogo ten głos może należeć? Jestem pewna, że gdzieś go już słyszałam.
-Kto to? - spytała Wiktoria.
-Jakiś typek, nie znam gościa i nie trawię - odpowiedziałam i walnęłam go w głowę. To będzie dłuuuuuuga podróż...
-Starszy, przystojny, wkurzający. Podrywa cię - powiedziała puszczając oczko.
-Ta, wszyscy mnie podrywają w takim razie - powiedziałam z sarkazmem.
Jak mówiłam wcześniej to będzie dłuuuuuga podróż...
____________________________________
Dzień wyjazdu... W następnym rozdziale już wszystko będzie się działo w Londynie ;)
A więc to dzisiaj. Wyjeżdżamy. W moim oku zakręciła się łza. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo oni wszyscy są dla mnie ważni. Tak cholernie ważni. Nasze plany na dzisiaj legły w gruzach. Samolot miał być wieczorem o 19:00. Jednak nie możemy nim lecieć. Nie wiem, czemu. Musiałyśmy wszystkich o tym powiadomić, że wyjeżdżamy wcześniej.
-Musimy wychodzić - powiedziała krótko ciocia. Zabrałyśmy z pod ściany nasze bagaże i wyszłyśmy. W ręce miałam swój pamiętni, w którym jeszcze przed chwilą pisałam.
Każdy się ubrał. Na przedpokoju i jeszcze podwórku pożegnała nas babcia i Damian. Oni nie jadą. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę Warszawy.
***
Siedzę w samochodzie. Jeszcze chwila i dojedziemy do lotniska. Z naszą ekipą pożegnaliśmy się już wcześniej. Bardzo zależało mi na tym, żeby odwiedzić jeszcze Świerże. Napisałam na grupie mojej klasy, że już dzisiaj wyjeżdżam, ale przed opuszczeniem kraju chciałabym spotkać się z nimi w pełnym składzie, w którym już nigdy nie będziemy. Znaczy skład będzie, ale już beze mnie.
Moja klasa składała się z 21 osób. Nie byliśmy może mega zgrani, ale nie byliśmy wrogami. Umieliśmy zachowywać się jak normalna klasa. Będę za nimi tęskniła.
Na spotkaniu byli wszyscy, a odbyło się ono na murawie. Było całe 21 osób. Przypomniało mi się ognisko klasowe na początku tego roku. Atmosfera była zajebista, taka była i tym razem. Miałam ze sobą masę zdjęć z pożegnania. Aż w końcu musiałam wyjechać. Zostawić. Gdybym była gdzieś w Polsce pewnie przyjeżdżałabym tutaj co tydzień, albo jak najczęściej, bo w końcu spędziłam tutaj prawie 14 lat swojego życia.
Odeszłam sama. Reszta jeszcze została. Co pół minuty odwracałam się do tyłu i patrzyłam na moją wesołą klasę, która jeszcze przez dwa lata będzie razem. Zwiesiłam głowę i wróciłam w stronę bloku, gdzie u babci byli ciocia, wujek i Wiktoria. Pożegnałam się z dziadkami i poszłam jeszcze na chwilę do rodziców. "Rodziców". W końcu oni mnie wychowali. Szkoda tylko, że nie powiedzieli mi wcześniej, że jestem adoptowana. Może bym zrozumiała i teraz bym nie wyjeżdżała.
Zapukałam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Było zamknięte. Nikogo nie było. Przecież tata w niedziele nie pracuje, mama też. Może gdzieś wyszli? Ale mówili im, że przyjdę. Nikt nie wiedział, że ich nie ma. To trochę zabolało.
Powracając do teraźniejszości...
Jestem już w samolocie. Siedzę z Wiktorią, a kilka miejsc za nami ciocia z wujkiem. Zanim jeszcze wystartowaliśmy wyciągnęłam telefon i szybko napisałam do Weroniki:
J: Siedzę już w samolocie. Dziękuję Ci za wszystko <3
W: Nie ma za co. Powodzenia w nowej szkole i we wszystkim :) Trzymaj się laska <3
Te sms'y zachowam. Miałam za co jej dziękować. Pomagała mi od lutego w szkole w moich problemach i jakoś, nie wiem jak, sprawiła, że jeszcze żyję. Gdyby nie ona mogłoby mnie tutaj nie być. Mówiąc "tutaj" mam na myśli "na świecie".
Gdy już wystartowaliśmy, zaczekałam, aż oswoję się z tym, co się teraz dzieje. Czyli z lecącym samolotem. Gdy mi się udało wyciągnęłam swój pamiętnik i zaczęłam pisać.
Już lecimy. Na każdym pożegnaniu ryczałam. Szczerze mówiąc to się boję. Tylko czego? Nowego kraju, nowego miasta, nowej szkoły i nowych ludzi. W tym roku szkolnym postanowiłam sobie, że wezmę się za naukę i nie będę miała już nigdy zagrożenia i postaram się, żeby moja najniższa ocena na półrocze to 3. To oczywiście postanowienia co do szkoły. Co do życia to mam zamiar mieć normalne życie. Nie będę się pakować w związki. W moim życiu będą już tylko: rodzina, szkoła i muzyka. Nawet, gdyby jakiś chłopak za mną ciągle łaził, w co wątpię, nie będę zwracać na niego uwagi. Daj mi chwile, jakieś dziecko kopie mi w fotel.
-Przepraszam, czy może pan ogarnąć swojego syna? - zapytałam, bo tak kazało mi moje dobre wychowanie. Kurwa. Zczaiłam się, że to kopiące dziecko to jakiś chłopak około 16 lat. Inteligentna ja.
-To nie jest mój syn, jestem znajomym rodziny - powiedział. -Harry, nie masz już 6 lat - powiedział podirytowany mężczyzna.
-Wiem, ale zależało mi na tym, żeby się odwróciła - odpowiedział chłopak. A więc miał na imię Harry. Miał charakterystyczny angielski akcent. Coś mi mówił ten głos. Jakbym go gdzieś słyszała. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie, gdzie. Chłopak był całkiem wysoki, na pewno wyższy ode mnie. Przynajmniej swobodnie dotykał do podłogi, co mi trochę sprawiało trudność. Nie zmieniało to faktu, że nadal jestem niziutka. Był brunetem o kręconych włosach perfekcyjnie ułożonych. Miał zielone hipnotyzujące oczy i malinowe usta. Często na mnie zerkał. Widziałam to kątem oka. W końcu go przyłapałam. Uśmiechnął się do mnie i puścił do mnie oczko. Spojrzałam na niego z wyrazem twarzy, jakbym zaraz miała powiedzieć na głos "WTF?" i opadłam na swój fotel. Jak to ja, zanim usiadłam, musiałam rzucić w jego stronę jakiś tekst.
-Wal się - powiedziałam krótko i szorstko. Chłopak tylko się uśmiechnął i włożył słuchawki do uszu. Słuchał na tyle głośno, żebym mogła stwierdzić, co to było. Słuchał tego samego, co ja, czyli Nickelback - How You Remind Me. Postanowiłam się tym nie przejmować i zająć się słuchaniem. Usiadłam na swoim miejscu i włożyłam słuchawki. Zaczęłam rozmyślać o chłopaku, którego imię brzmiało Harry. Do kogo ten głos może należeć? Jestem pewna, że gdzieś go już słyszałam.
-Kto to? - spytała Wiktoria.
-Jakiś typek, nie znam gościa i nie trawię - odpowiedziałam i walnęłam go w głowę. To będzie dłuuuuuuga podróż...
-Starszy, przystojny, wkurzający. Podrywa cię - powiedziała puszczając oczko.
-Ta, wszyscy mnie podrywają w takim razie - powiedziałam z sarkazmem.
Jak mówiłam wcześniej to będzie dłuuuuuga podróż...
____________________________________
Dzień wyjazdu... W następnym rozdziale już wszystko będzie się działo w Londynie ;)
Rozdział 4 "Ostatnia nocka"
Muzyka do rozdziału: http://www.youtube.com/watch?v=h1XTcLaSUcY
Obudziły mnie, jak prawie co dzień, kłótnie Wiktorii z jej bratem. Ten mały debil nie potrafi się ogarnąć? Z rana coś wymyśli i się dziwi, że mama się na niego drze.
Tak wygląda przeciętny dzień w tym domu.
Dzień wyjazdu zbliża się coraz bardziej. Pozostały już tylko dwa dni. Dziś i jutro. W domu robi się coraz bardziej pusto. W pokoju Wiktorii i moim stoi już tylko łóżko i szafa, którą dzisiaj pakujemy jako ostatnią rzecz z tego pokoju. Ma na jej drzwiach od strony wewnętrznej mnóstwo podpisów klasy, masę plakatów itd. No, trochę przeżyły z tą szafą.
A co ja zabieram ze sobą? Trochę ciuchów, produktów kosmetycznych, rzeczy, bez których nie potrafiłabym żyć. Ale to nie wszystko. Zabieram ze sobą też wszystkie dobre wspomnienia, ale uczepią się mnie też te złe. Tak to już jest.
Wiktoria kręci się już po domu, z kuchni dobiegają zapachy śniadania. Każdy już chodzi. Przyzwyczaiłam się, że ja budzę się ostatnia, ale jest to dla mnie najbardziej korzystne. Spojrzałam na zegar na ścianie. Wskazywał on godzinę dziewiątą jedenaście. No to zdałoby się wstać. Rozsypię się i cały dzień będę chodzić jak zombie. Już chyba wystarczająco ludzi straszę.
No to wstałam (czyt.: zwlokłam się) i skierowałam swoje zwłoki do łazienki. Zanim to zrobiłam wzięłam z mojej torby jakieś ciuchy. Były to krótkie spodenki i biały (od razu dodam, za duży t-shirt) z maską KaeNa i dużym napisem "Od kołyski aż po grób". Włosy związałam w luźnego koka i wzięłam swój telefon raz sprawdziłam facebooka. Znowu like pod profilowym. I ach ten spam komentarzami. Takie dorosłe.
Jak mi się nic nie chce. Mogłabym cały dzień dzisiaj spać, albo po prostu siedzieć na dupie. Jednak w tym domu się tak nie da. Szczególnie, kiedy mieszka w nim nijaka Wiktoria. Wtedy to se pomarzyć człowieku możesz. Nie pozwoli ci chociaż przez jeden dzień nic nie robić, musi cię gdzieś wyciągnąć. Na spacer po torach, na plac, żeby się po prostu pohuśtać czy co kolwiek innego, za szkołę po nie wiem jakiego chuja, czy na trampolinę. Ona nawet na niej nie skacze tylko siedzi, leży, albo ja se siedzę, a tamtej się nagle zachciało skakać i podskakuję na wysokość półtora metra. Także dzień w tym domu jest bardzo kreatywny. Wsadziłam telefon do kieszeni i poszłam do kuchni. W drodze spotkałam ciocię z wujkiem, gdzieś się szykowali. Boże, dzięki! Jadą gdzieś i zabierają ze sobą Damiana. Kocham tych ludzi!
W kuchni zastałam Wiktorię, która robiła herbatę. Włączone było radio, a w nim leciała lista "RapTime Top 10". Tych ludzi też kocham. Na pierwsze miejsce dali KaeN - Kartka z pamiętnika.
-Siema - powiedziałam zalewając wody do szklanki. Po nocy zawsze mnie suszy.
-Elo - powiedziała pijąc naszykowany przez siebie napój.
-Jakie masz na dzisiaj plany? - spytałam bo miała dobry humor. Lepszy, niż zwykle, a jest to osoba, która zawsze michę cieszy.
-O 12:00 idziemy z Natalią połazić po lesie, żeby dać jakieś zdjęcia na facebooka z ostatnich dni w Polsce. Dzisiejszy dzień do 14:00 spędzamy z nią, potem dochodzą do nas Fryt, Patryk, Filip, twoja Duśka, Daria i twój chłopak - powiedziała wkładając szklankę do zlewu.
-A tobie znowu o co? Który tym razem? - jak nie mówią o jednym, to o drugim. Zaskakujący jest fakt, że o wiadomości, że mam chłopaka, dowiaduję się ostatnia. Fajnie co nie?
-Błażej
-A ogarniesz ty się?
-No weeź. Każdy wie, że wy coś ten. Przede mną tego nie ukryjesz. To było widać, odkąd przyjechałaś na początku wakacji. Zawsze mieliście o czym gadać, ciągle się śmiałaś, a nikt nie ma pojęcia dlaczego, ale często, a raczej zawsze w jego obecności. Weź nie udawaj, że tego nie widzisz
-No właśnie nie widzę - powiedziałam. -Podaj mi chociaż trzy powody, dlaczego mam tobie i reszcie uwierzyć - dodałam.
-No to tak - zaczęła. -Po pierwsze: zawsze śmiejesz się z jego żartów, które tylko ty rozumiesz, często do siebie piszecie i zawsze się cieszysz, on chyba też, kiedy wychodzimy w tym składzie - powiedziała.
-Mocne argumenty - przyznałam. Tylko że każdy podawał te same. -Ale i tak zawsze będę powtarzała to samo: UWAŻAM GO TYLKO ZA PRZYJACIELA, ON MNIE TAK SAMO. I on ma już 17 lat. Ja przypominam, że ja nadal 13 i coś tego nie widzę
-Ale to nie wszystkie moje argumenty - powiedziała najwyraźniej zadowolona.
-Aż się boję - weszłam jej w trakcie wypowiedzi.
-To mówi już prawie połowa wsi. I jego koledzy także - zaskoczyła mnie.
-Zaskoczyłaś mnie - przyznałam. -Ale: skąd ty to wiesz, że oni też tak mówią, czy mówili to przy tobie, czy się dowiedziałaś? - ciągle zasypywałam ją pytaniami, z których szybko się wydostawała.
-Jak ostatnio, przed wiadomością, że się wyprowadzamy, przyjechałaś i byłaś zajęta rozmową z twoją przyjaciółką Darią, jeden Mateusz powiedział do Błażeja "My wiemy, że ty bajerujesz tą młodą przez sms'y" - uśmiechnęła się głupio, jakby była pewna, że już wygrała.
-Aha, okej... - powiedziałam zaskoczona. -Ale zaraz - dodałam szybko. -Skąd oni do cholery mieli jego telefon? Oni czytali nasze sms'y?! - no to będzie wpierdol.
-No jeden gościu z jednej strony, drugi z drugiej i "dawaj telefon". Co ty dwóm zrobisz?
-No to będzie wpierdol - powiedziałam głośno swoje myśli i wyciągnęłam swój telefon.
-Gdzie dzwonisz? - spytała.
-A jak myślisz? - odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie, słysząc w słuchawce sygnał.
-Orange, poczta głosowa. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału.
-Poczta. - powiedziałam. Świetnie. Chwila i cała wieś będzie myślała, że jesteśmy razem. Rozniesie się tutaj, ktoś, kto ma kontakt ze Świerżami, przyniesie to na moje osiedle i tyle będzie. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który dzwonił, a poznałam to po piosence "Kartka z pamiętnika". Wyciągnęłam telefon z nadzieją, że wiecie, kto dzwoni. Moje nadzieje okazały się złudne. Była to Ada.
-Siema, tasiemcu! - tak mnie nazywa. Uwielbiam to.
-Siema, owsiku! - odpowiedziałam i wyszłam do salonu i usiadłam na fotelu, krzyżując nogi.
-Mam dla ciebie njusa, wies?
-Spodziewam się, ale mów - powiedziałam zainteresowana tym, co chciała i jakiego "njusa" miała mi do powiedzenia.
-O 14:00 jedziem do ciebie, tasiemcu
-Wiem - ach, jaka ja mądra.
-Skąd? - zdziwiła się. Wiktoria ją wyprzedziła.
-Wiktoria
-Oooooooo... A ja chciałam ci zrobić niespodziankę... - powiedziała smutnym głosem. -Pola!
-Co ona znowu robi?
-Wiesz, muszę kończyć. Pola mnie bije - powiedziała.
-Dobra, to do zoba o 14:00
-A jak, tasiemcu - w tle usłyszałam śmiejące się dziecko. Ta, to na pewno Pola.
-No dobra, idź, owsiku, bo ten mały ktoś cię pobije i nie przyjedziesz
-No, to siema
-Siema - rozłączyłam się i zaczęłam zastanawiać, co będę robić przed przyjściem Natalii. Szybko wpadłam na pomysł. Poszłam do pokoju i z mojej torby wyciągnęłam mój zeszyt, w którym piszę moje myśli grubym ołówkiem. Tym razem napisałam "Dziękuję osobom, które swoją głupotą sprawiają, że mam jakąś radochę z życia".
Półtorej godziny później
Wierzcie mi lub nie, ale taki rysunek robi się całkiem długo. Szczególnie, kiedy tekst nie jest krótki. Od piętnastu minut leżałam na kanapie ze słuchawkami. Zatopiłam się w idealnym świecie muzyki, w którym nie ma idiotów. Jest to idealny świat, w którym polscy raperzy ukazują piękno tego kraju. To nie tylko polityka. To także ludzie, muzyka, miasta. Hip-Hop to osobna kultura, a rap jest jej częścią, która ma własną politykę.
Ktoś zaczął mną trząść, wyrywając mnie ze słodkiego stanu słuchania Zbuka - Witam cię w Polsce.
-Wstawaj, idziemy - powiedziała rozpromieniona Wiktoria.
-Już lecę - powiedziałam i podniosłam dupę. Ruszyłam na przedpokój, w którym czekała uśmiechnięta Natalia. Była ubrana w krótkie spodenki i białą bokserkę z niebieskim napisem "BOOM!", na którą miała założoną rozpiętą koszulę w kratę, na nogach miała granatowe trampki, a włosy miała rozpuszczone.
-Siema - powiedziała ciągle uśmiechnięta.
-Siema - odpowiedziałam jej tym samym i zaczęłam się ubierać. Założyłam moje krótkie czarne vansy i przejrzałam się w lustrze, żeby wyglądać jak człowiek. Wyglądałam nie najgorzej, uznałam więc, że tak mogę wyjść. Wiktoria, jak to ona pół godziny przed przyjściem Naci siedziała w łazience. A wszystko po to, by z piżamy przebrać się w tak samo krótkie spodenki i białą koszulową bluzkę. Oczywiście make-up był konieczny. Rzęsy i błyszczyk. Ja się nie maluję i żyję. No jasne, co się komu podoba. Wyszłyśmy domu, ale najpierw sweet focia w lustrze z telefonu Wiktorii. Wszystkie były u niej w telefonie, wszystkie nam potem przesłała.
Jak było umówione, po dwóch godzinach dołączyli do nas Fryt, Patryk, Filip, Ada, Daria i Błażej. Najbardziej gadałam z ostatnimi trzema ludziami. Z nimi miałam najwięcej do gadania. Mieliśmy najwięcej tematów.
Patryk z Filipem musieli jechać do domu. Adę i ich odwiózł tata Ady, który przyjechał po pracy o godzinie 21:00. Z resztą siedzieliśmy jeszcze do 23. Jak zawsze wszyscy się odprowadzaliśmy. Strachem jest wracanie przez las, dlatego najpierw odprowadziliśmy Darię i Fryta bo oni oboje tam mieszkają, drogę do domu mają przez las. Potem resztą się odprowadziliśmy.
Coś czuję, że ostatnie dwa dni w Polsce będą niezapomniane.
_____________________________________
I co? Dzień wyjazdu zbliża się coraz bardziej :) Mam nadzieję, że się podobało :)
Obudziły mnie, jak prawie co dzień, kłótnie Wiktorii z jej bratem. Ten mały debil nie potrafi się ogarnąć? Z rana coś wymyśli i się dziwi, że mama się na niego drze.
Tak wygląda przeciętny dzień w tym domu.
Dzień wyjazdu zbliża się coraz bardziej. Pozostały już tylko dwa dni. Dziś i jutro. W domu robi się coraz bardziej pusto. W pokoju Wiktorii i moim stoi już tylko łóżko i szafa, którą dzisiaj pakujemy jako ostatnią rzecz z tego pokoju. Ma na jej drzwiach od strony wewnętrznej mnóstwo podpisów klasy, masę plakatów itd. No, trochę przeżyły z tą szafą.
A co ja zabieram ze sobą? Trochę ciuchów, produktów kosmetycznych, rzeczy, bez których nie potrafiłabym żyć. Ale to nie wszystko. Zabieram ze sobą też wszystkie dobre wspomnienia, ale uczepią się mnie też te złe. Tak to już jest.
Wiktoria kręci się już po domu, z kuchni dobiegają zapachy śniadania. Każdy już chodzi. Przyzwyczaiłam się, że ja budzę się ostatnia, ale jest to dla mnie najbardziej korzystne. Spojrzałam na zegar na ścianie. Wskazywał on godzinę dziewiątą jedenaście. No to zdałoby się wstać. Rozsypię się i cały dzień będę chodzić jak zombie. Już chyba wystarczająco ludzi straszę.
No to wstałam (czyt.: zwlokłam się) i skierowałam swoje zwłoki do łazienki. Zanim to zrobiłam wzięłam z mojej torby jakieś ciuchy. Były to krótkie spodenki i biały (od razu dodam, za duży t-shirt) z maską KaeNa i dużym napisem "Od kołyski aż po grób". Włosy związałam w luźnego koka i wzięłam swój telefon raz sprawdziłam facebooka. Znowu like pod profilowym. I ach ten spam komentarzami. Takie dorosłe.
Jak mi się nic nie chce. Mogłabym cały dzień dzisiaj spać, albo po prostu siedzieć na dupie. Jednak w tym domu się tak nie da. Szczególnie, kiedy mieszka w nim nijaka Wiktoria. Wtedy to se pomarzyć człowieku możesz. Nie pozwoli ci chociaż przez jeden dzień nic nie robić, musi cię gdzieś wyciągnąć. Na spacer po torach, na plac, żeby się po prostu pohuśtać czy co kolwiek innego, za szkołę po nie wiem jakiego chuja, czy na trampolinę. Ona nawet na niej nie skacze tylko siedzi, leży, albo ja se siedzę, a tamtej się nagle zachciało skakać i podskakuję na wysokość półtora metra. Także dzień w tym domu jest bardzo kreatywny. Wsadziłam telefon do kieszeni i poszłam do kuchni. W drodze spotkałam ciocię z wujkiem, gdzieś się szykowali. Boże, dzięki! Jadą gdzieś i zabierają ze sobą Damiana. Kocham tych ludzi!
W kuchni zastałam Wiktorię, która robiła herbatę. Włączone było radio, a w nim leciała lista "RapTime Top 10". Tych ludzi też kocham. Na pierwsze miejsce dali KaeN - Kartka z pamiętnika.
-Siema - powiedziałam zalewając wody do szklanki. Po nocy zawsze mnie suszy.
-Elo - powiedziała pijąc naszykowany przez siebie napój.
-Jakie masz na dzisiaj plany? - spytałam bo miała dobry humor. Lepszy, niż zwykle, a jest to osoba, która zawsze michę cieszy.
-O 12:00 idziemy z Natalią połazić po lesie, żeby dać jakieś zdjęcia na facebooka z ostatnich dni w Polsce. Dzisiejszy dzień do 14:00 spędzamy z nią, potem dochodzą do nas Fryt, Patryk, Filip, twoja Duśka, Daria i twój chłopak - powiedziała wkładając szklankę do zlewu.
-A tobie znowu o co? Który tym razem? - jak nie mówią o jednym, to o drugim. Zaskakujący jest fakt, że o wiadomości, że mam chłopaka, dowiaduję się ostatnia. Fajnie co nie?
-Błażej
-A ogarniesz ty się?
-No weeź. Każdy wie, że wy coś ten. Przede mną tego nie ukryjesz. To było widać, odkąd przyjechałaś na początku wakacji. Zawsze mieliście o czym gadać, ciągle się śmiałaś, a nikt nie ma pojęcia dlaczego, ale często, a raczej zawsze w jego obecności. Weź nie udawaj, że tego nie widzisz
-No właśnie nie widzę - powiedziałam. -Podaj mi chociaż trzy powody, dlaczego mam tobie i reszcie uwierzyć - dodałam.
-No to tak - zaczęła. -Po pierwsze: zawsze śmiejesz się z jego żartów, które tylko ty rozumiesz, często do siebie piszecie i zawsze się cieszysz, on chyba też, kiedy wychodzimy w tym składzie - powiedziała.
-Mocne argumenty - przyznałam. Tylko że każdy podawał te same. -Ale i tak zawsze będę powtarzała to samo: UWAŻAM GO TYLKO ZA PRZYJACIELA, ON MNIE TAK SAMO. I on ma już 17 lat. Ja przypominam, że ja nadal 13 i coś tego nie widzę
-Ale to nie wszystkie moje argumenty - powiedziała najwyraźniej zadowolona.
-Aż się boję - weszłam jej w trakcie wypowiedzi.
-To mówi już prawie połowa wsi. I jego koledzy także - zaskoczyła mnie.
-Zaskoczyłaś mnie - przyznałam. -Ale: skąd ty to wiesz, że oni też tak mówią, czy mówili to przy tobie, czy się dowiedziałaś? - ciągle zasypywałam ją pytaniami, z których szybko się wydostawała.
-Jak ostatnio, przed wiadomością, że się wyprowadzamy, przyjechałaś i byłaś zajęta rozmową z twoją przyjaciółką Darią, jeden Mateusz powiedział do Błażeja "My wiemy, że ty bajerujesz tą młodą przez sms'y" - uśmiechnęła się głupio, jakby była pewna, że już wygrała.
-Aha, okej... - powiedziałam zaskoczona. -Ale zaraz - dodałam szybko. -Skąd oni do cholery mieli jego telefon? Oni czytali nasze sms'y?! - no to będzie wpierdol.
-No jeden gościu z jednej strony, drugi z drugiej i "dawaj telefon". Co ty dwóm zrobisz?
-No to będzie wpierdol - powiedziałam głośno swoje myśli i wyciągnęłam swój telefon.
-Gdzie dzwonisz? - spytała.
-A jak myślisz? - odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie, słysząc w słuchawce sygnał.
-Orange, poczta głosowa. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału.
-Poczta. - powiedziałam. Świetnie. Chwila i cała wieś będzie myślała, że jesteśmy razem. Rozniesie się tutaj, ktoś, kto ma kontakt ze Świerżami, przyniesie to na moje osiedle i tyle będzie. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który dzwonił, a poznałam to po piosence "Kartka z pamiętnika". Wyciągnęłam telefon z nadzieją, że wiecie, kto dzwoni. Moje nadzieje okazały się złudne. Była to Ada.
-Siema, tasiemcu! - tak mnie nazywa. Uwielbiam to.
-Siema, owsiku! - odpowiedziałam i wyszłam do salonu i usiadłam na fotelu, krzyżując nogi.
-Mam dla ciebie njusa, wies?
-Spodziewam się, ale mów - powiedziałam zainteresowana tym, co chciała i jakiego "njusa" miała mi do powiedzenia.
-O 14:00 jedziem do ciebie, tasiemcu
-Wiem - ach, jaka ja mądra.
-Skąd? - zdziwiła się. Wiktoria ją wyprzedziła.
-Wiktoria
-Oooooooo... A ja chciałam ci zrobić niespodziankę... - powiedziała smutnym głosem. -Pola!
-Co ona znowu robi?
-Wiesz, muszę kończyć. Pola mnie bije - powiedziała.
-Dobra, to do zoba o 14:00
-A jak, tasiemcu - w tle usłyszałam śmiejące się dziecko. Ta, to na pewno Pola.
-No dobra, idź, owsiku, bo ten mały ktoś cię pobije i nie przyjedziesz
-No, to siema
-Siema - rozłączyłam się i zaczęłam zastanawiać, co będę robić przed przyjściem Natalii. Szybko wpadłam na pomysł. Poszłam do pokoju i z mojej torby wyciągnęłam mój zeszyt, w którym piszę moje myśli grubym ołówkiem. Tym razem napisałam "Dziękuję osobom, które swoją głupotą sprawiają, że mam jakąś radochę z życia".
Półtorej godziny później
Wierzcie mi lub nie, ale taki rysunek robi się całkiem długo. Szczególnie, kiedy tekst nie jest krótki. Od piętnastu minut leżałam na kanapie ze słuchawkami. Zatopiłam się w idealnym świecie muzyki, w którym nie ma idiotów. Jest to idealny świat, w którym polscy raperzy ukazują piękno tego kraju. To nie tylko polityka. To także ludzie, muzyka, miasta. Hip-Hop to osobna kultura, a rap jest jej częścią, która ma własną politykę.
Ktoś zaczął mną trząść, wyrywając mnie ze słodkiego stanu słuchania Zbuka - Witam cię w Polsce.
-Wstawaj, idziemy - powiedziała rozpromieniona Wiktoria.
-Już lecę - powiedziałam i podniosłam dupę. Ruszyłam na przedpokój, w którym czekała uśmiechnięta Natalia. Była ubrana w krótkie spodenki i białą bokserkę z niebieskim napisem "BOOM!", na którą miała założoną rozpiętą koszulę w kratę, na nogach miała granatowe trampki, a włosy miała rozpuszczone.
-Siema - powiedziała ciągle uśmiechnięta.
-Siema - odpowiedziałam jej tym samym i zaczęłam się ubierać. Założyłam moje krótkie czarne vansy i przejrzałam się w lustrze, żeby wyglądać jak człowiek. Wyglądałam nie najgorzej, uznałam więc, że tak mogę wyjść. Wiktoria, jak to ona pół godziny przed przyjściem Naci siedziała w łazience. A wszystko po to, by z piżamy przebrać się w tak samo krótkie spodenki i białą koszulową bluzkę. Oczywiście make-up był konieczny. Rzęsy i błyszczyk. Ja się nie maluję i żyję. No jasne, co się komu podoba. Wyszłyśmy domu, ale najpierw sweet focia w lustrze z telefonu Wiktorii. Wszystkie były u niej w telefonie, wszystkie nam potem przesłała.
Jak było umówione, po dwóch godzinach dołączyli do nas Fryt, Patryk, Filip, Ada, Daria i Błażej. Najbardziej gadałam z ostatnimi trzema ludziami. Z nimi miałam najwięcej do gadania. Mieliśmy najwięcej tematów.
Patryk z Filipem musieli jechać do domu. Adę i ich odwiózł tata Ady, który przyjechał po pracy o godzinie 21:00. Z resztą siedzieliśmy jeszcze do 23. Jak zawsze wszyscy się odprowadzaliśmy. Strachem jest wracanie przez las, dlatego najpierw odprowadziliśmy Darię i Fryta bo oni oboje tam mieszkają, drogę do domu mają przez las. Potem resztą się odprowadziliśmy.
Coś czuję, że ostatnie dwa dni w Polsce będą niezapomniane.
_____________________________________
I co? Dzień wyjazdu zbliża się coraz bardziej :) Mam nadzieję, że się podobało :)
wtorek, 11 lutego 2014
Smutna historia (nie wymyślona przeze mnie)
"Choroba ujawniła się dość późno. Była zakaźna i śmiertelna. Bliscy byli w szoku, nie mogli jej nawet przytulać. Przez szybę w nowoczesnym szpitalu mogli ją tylko obserwować. Wiedząc, że wkrótce umrze poprosiła rodziców, żeby wezwali jej byłego chłopaka. W szpitalu założyli mu specjalny kombinezon i wpuścili go do sali. Był zdezorientowany i przerażony, ale zachowywał spokój. Usiadł obok niej na krześle.
-Przepraszam Cię za wszystko... Musiałam Cię tu wezwać, żeby to wyjaśnić. Za dużo zawaliłam.. Wiem, że mnie nienawidzisz i masz mnie za idiotkę, ale ja Cię nadal kocham... Wybacz mi, proszę... - wyszeptała.
On nie powiedział nic, tylko zaczął rozpinać kombinezon.
-Co ty robisz?! PRZESTAŃ ! Zarazisz się! Umrzesz, rozumiesz?! - krzyknęła.
-Razem do końca życia kochanie, tak jak Ci obiecywałem - powiedział i pocałował ją."
-Przepraszam Cię za wszystko... Musiałam Cię tu wezwać, żeby to wyjaśnić. Za dużo zawaliłam.. Wiem, że mnie nienawidzisz i masz mnie za idiotkę, ale ja Cię nadal kocham... Wybacz mi, proszę... - wyszeptała.
On nie powiedział nic, tylko zaczął rozpinać kombinezon.
-Co ty robisz?! PRZESTAŃ ! Zarazisz się! Umrzesz, rozumiesz?! - krzyknęła.
-Razem do końca życia kochanie, tak jak Ci obiecywałem - powiedział i pocałował ją."
Subskrybuj:
Posty (Atom)